- odpowiedziałby duński książę
uprzejmie zagadnięty przez Poloniusza co czyta, gdyby zrządzeniem Opatrzności,
lub przez własną nieostrożność zabłąkał się dziś na naszego bloga.
Tu na marginesie (szkoda, że nie
potrafię tak właśnie złamać tekstu, żeby ta uwaga rzeczywiście wylądowała na
marginesie) warto byłoby zastanowić się nad oczywistym resentymentem
antypolskim Szekspira. Nie dość, że nas marginalizuje, umieszczając jedynie w
Hamlecie, to jeszcze dodatkowo zawsze w jakimś negatywnym kontekście (Pollax,
przeciwko którym maszerują wojska Fortynbrasa). Zastanawiające, czy sprawcy
śmiertelnego zatrucia Litwinienki (i pewnej liczby postronnych osób) polonem
inspirowali się twórczością angielskiego dramaturga, czy też może zbiegiem
źródłosłowów…
Wróćmy jednak do liczb, dla których
bezpośrednim przyczynkiem jest nadciągający dzień 14 miesiąca nisan, czyli czas
na rozpoczęcie obchodów żydowskiej Paschy. (Pytanie do czytelników: jeżeli
osoba wierząca w magiczną moc liczb to numerolog, to jak z rzymsko-greckiego
źródłosłowu wyprowadzić nazwę tego, który wierzy w magię słów? nomenolog? –
wdzięczny będę za pomoc) Miesiące w kalendarzu hebrajskim są księżycowe. Nam po
tym sposobie liczenia czasu pozostała jedynie archaiczna nazwa księżyca
(miesiąc) i długość miesięcy w obliczaniu ciąży. Pascha natomiast jest świętem
wiosennym. I tu napotykamy pierwszą trudność. W roku słonecznym mieści się
nieco ponad 12 miesięcy księżycowych. Stąd rok rocznie Pascha będzie nam
uciekać w dwunastomiesięcznym kalendarzu księżycowym w kierunku zimy. By do
tego nie dopuścić, nasi starsi bracia w wierze jeszcze w pierwszych wiekach
naszej ery dokonywali oględzin postępów wiosennej przyrody, i gdy święto
wypadało zbyt wcześnie, dorzucali dodatkowy – trzynasty miesiąc. Patrząc na
niespójność zjawisk za oknem z naszymi wyobrażeniami na temat pór roku,
odejście od tego zwyczaju na rzecz określania wiosny astronomicznie nie jest
być może najszczęśliwszym rozwiązaniem.
Najprostszym sposobem oznaczania
właściwego czasu na Wielkanoc – praktykowanym w pierwszych wiekach - było
zapytanie żydowskich sąsiadów o aktualną datę w ich kalendarzu. Sprawa zaczęła
się komplikować wraz z ekspansją obu wspólnot na całe terytorium cesarstwa
rzymskiego. Przy ograniczonej wydolności ówczesnych środków telekomunikacji
(listy mogły podróżować wiele tygodni), musiało to prowadzić w sposób
nieunikniony do różnic w dacie obchodzenia święta w różnych zakątkach imperium.
Stąd też w mniej więcej tym samym czasie (w IV wieku naszej ery) podjęto
niezależnie od siebie próby skoordynowania daty obchodów Paschy z pierwszym
dniem wiosny (czyli astronomicznie „równonocą wiosenną”).
W kalendarzu żydowskim efektem tych
wysiłków było stworzenie ciągu dwunasto i trzynastomiesięcznych lat (przypominającego
zmiennością rozłożenie czarnych i białych klawiszy o wieki późniejszego
fortepianu). W kalendarzu juliańskim (obowiązującym w całym imperium rzymskim),
na mocy decyzji soboru w Nicei (tej na terenie dzisiejszej Turcji, a nie
południowej Francji) postanowiono obchodzić pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej
pełni księżyca. Jak się łatwo domyślić daty Paschy w obu kalendarzach rozbiegły
się skutecznie.
Z upływam czasu uwidaczniała się coraz
bardziej drobna nieścisłość nadwornego astronoma Juliusza Cezara (introduktora
kalendarza juliańskiego). Okazało się, że rok słoneczny ma nieco mniej niż 365
i ćwierć doby i co 128 lat rok kalendarzowy opóźniał się o dobę w stosunku do
obserwowanych zjawisk astronomicznych: przesileń i równonocy. Stąd reforma
wprowadzona przez Grzegorza XIII, który podobnie jak Juliusz Cezar nie był z
zawodu astronomem. I tu dochodzimy do prastarej dyskusji o wyższości Świąt
Wielkanocy nad Świętami Bożego Narodzenia. Komisja powołana przez papieża
„cofnęła” kalendarz do stanu z soboru nicejskiego (t.j. do pierwszego dnia
wiosny 21 marca), choć mogła przywrócić Boże Narodzenie pierwszego dnia zimy
(co moim zdaniem byłoby dużo bardziej korzystne, bo powiązanie Paschy z
początkiem wiosny jest dzięki cykliczności księżyca i tak dość luźne).
Ponieważ nie wszystkie kościoły
zechciały użyć korekty proponowanej przez biskupa rzymskiego, pojawiła się
kolejna fala rozbieżności, której skutkiem osoba o wystarczająco rozległych
znajomościach w różnych wspólnotach religijnych może przy korzystnym zbiegu
okoliczności świętować Paschę trzykrotnie tego samego roku.
By dać chwilę oddechu naszym
humanistycznym czytelnikom, rozważania o konsekwencjach ruchomej Wielkanocy
odłożę do przyszłego roku. Niezależnie zaś od daty obchodów trudno wyobrazić
sobie polską Wielkanoc bez tradycyjnego żuru, a spoglądając przez okno na
śnieżno-deszczowe chmury nadciągające z obszarów zasadniczo prawosławnej Rosji,
która Wielkanoc w tym roku obchodzić będzie tydzień później niż katolicka część
Polski, gorąca i pożywna zupa może być nam konieczna by te święta przetrwać w
dobrym zdrowiu.
Kurier Podwarszawski
Żurek
na prawdziwkach
Składniki:
6 białych surowych kiełbas
Zakwas na żurek 0,5 litra
0,5 kg mrożonych prawdziwków
2 liście laurowe
4 ziarna ziela angielskiego
6 ziaren pieprzu
Słodka śmietanka
Białą kiełbasę, razem z przyprawami
zalać 2,5 litra wody i ugotować, ale nie gotować zbyt długo, właściwie białą
kiełbasę powinno się parzyć. Następnie kiełbasę i liście laurowe oraz ziele
wyjąć z wywaru i dodać mrożone prawdziwki, gotować około 10 minut. Zupę
zmiksować i dodać do niej zakwas na żurek (dodawać według własnego smaku, nie
musi być całe 0,5 litra), zagotować, potem dodać pokrojoną w talarki białą
kiełbasę i doprawić wedle uznania słodką śmietanką.
Smacznego!