piątek, 3 kwietnia 2015

- Liczby, liczby, liczby…

- odpowiedziałby duński książę uprzejmie zagadnięty przez Poloniusza co czyta, gdyby zrządzeniem Opatrzności, lub przez własną nieostrożność zabłąkał się dziś na naszego bloga.
Tu na marginesie (szkoda, że nie potrafię tak właśnie złamać tekstu, żeby ta uwaga rzeczywiście wylądowała na marginesie) warto byłoby zastanowić się nad oczywistym resentymentem antypolskim Szekspira. Nie dość, że nas marginalizuje, umieszczając jedynie w Hamlecie, to jeszcze dodatkowo zawsze w jakimś negatywnym kontekście (Pollax, przeciwko którym maszerują wojska Fortynbrasa). Zastanawiające, czy sprawcy śmiertelnego zatrucia Litwinienki (i pewnej liczby postronnych osób) polonem inspirowali się twórczością angielskiego dramaturga, czy też może zbiegiem źródłosłowów…
Wróćmy jednak do liczb, dla których bezpośrednim przyczynkiem jest nadciągający dzień 14 miesiąca nisan, czyli czas na rozpoczęcie obchodów żydowskiej Paschy. (Pytanie do czytelników: jeżeli osoba wierząca w magiczną moc liczb to numerolog, to jak z rzymsko-greckiego źródłosłowu wyprowadzić nazwę tego, który wierzy w magię słów? nomenolog? – wdzięczny będę za pomoc) Miesiące w kalendarzu hebrajskim są księżycowe. Nam po tym sposobie liczenia czasu pozostała jedynie archaiczna nazwa księżyca (miesiąc) i długość miesięcy w obliczaniu ciąży. Pascha natomiast jest świętem wiosennym. I tu napotykamy pierwszą trudność. W roku słonecznym mieści się nieco ponad 12 miesięcy księżycowych. Stąd rok rocznie Pascha będzie nam uciekać w dwunastomiesięcznym kalendarzu księżycowym w kierunku zimy. By do tego nie dopuścić, nasi starsi bracia w wierze jeszcze w pierwszych wiekach naszej ery dokonywali oględzin postępów wiosennej przyrody, i gdy święto wypadało zbyt wcześnie, dorzucali dodatkowy – trzynasty miesiąc. Patrząc na niespójność zjawisk za oknem z naszymi wyobrażeniami na temat pór roku, odejście od tego zwyczaju na rzecz określania wiosny astronomicznie nie jest być może najszczęśliwszym rozwiązaniem.
Najprostszym sposobem oznaczania właściwego czasu na Wielkanoc – praktykowanym w pierwszych wiekach - było zapytanie żydowskich sąsiadów o aktualną datę w ich kalendarzu. Sprawa zaczęła się komplikować wraz z ekspansją obu wspólnot na całe terytorium cesarstwa rzymskiego. Przy ograniczonej wydolności ówczesnych środków telekomunikacji (listy mogły podróżować wiele tygodni), musiało to prowadzić w sposób nieunikniony do różnic w dacie obchodzenia święta w różnych zakątkach imperium. Stąd też w mniej więcej tym samym czasie (w IV wieku naszej ery) podjęto niezależnie od siebie próby skoordynowania daty obchodów Paschy z pierwszym dniem wiosny (czyli astronomicznie „równonocą wiosenną”).
W kalendarzu żydowskim efektem tych wysiłków było stworzenie ciągu dwunasto i trzynastomiesięcznych lat (przypominającego zmiennością rozłożenie czarnych i białych klawiszy o wieki późniejszego fortepianu). W kalendarzu juliańskim (obowiązującym w całym imperium rzymskim), na mocy decyzji soboru w Nicei (tej na terenie dzisiejszej Turcji, a nie południowej Francji) postanowiono obchodzić pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Jak się łatwo domyślić daty Paschy w obu kalendarzach rozbiegły się skutecznie.
Z upływam czasu uwidaczniała się coraz bardziej drobna nieścisłość nadwornego astronoma Juliusza Cezara (introduktora kalendarza juliańskiego). Okazało się, że rok słoneczny ma nieco mniej niż 365 i ćwierć doby i co 128 lat rok kalendarzowy opóźniał się o dobę w stosunku do obserwowanych zjawisk astronomicznych: przesileń i równonocy. Stąd reforma wprowadzona przez Grzegorza XIII, który podobnie jak Juliusz Cezar nie był z zawodu astronomem. I tu dochodzimy do prastarej dyskusji o wyższości Świąt Wielkanocy nad Świętami Bożego Narodzenia. Komisja powołana przez papieża „cofnęła” kalendarz do stanu z soboru nicejskiego (t.j. do pierwszego dnia wiosny 21 marca), choć mogła przywrócić Boże Narodzenie pierwszego dnia zimy (co moim zdaniem byłoby dużo bardziej korzystne, bo powiązanie Paschy z początkiem wiosny jest dzięki cykliczności księżyca i tak dość luźne).
Ponieważ nie wszystkie kościoły zechciały użyć korekty proponowanej przez biskupa rzymskiego, pojawiła się kolejna fala rozbieżności, której skutkiem osoba o wystarczająco rozległych znajomościach w różnych wspólnotach religijnych może przy korzystnym zbiegu okoliczności świętować Paschę trzykrotnie tego samego roku.
By dać chwilę oddechu naszym humanistycznym czytelnikom, rozważania o konsekwencjach ruchomej Wielkanocy odłożę do przyszłego roku. Niezależnie zaś od daty obchodów trudno wyobrazić sobie polską Wielkanoc bez tradycyjnego żuru, a spoglądając przez okno na śnieżno-deszczowe chmury nadciągające z obszarów zasadniczo prawosławnej Rosji, która Wielkanoc w tym roku obchodzić będzie tydzień później niż katolicka część Polski, gorąca i pożywna zupa może być nam konieczna by te święta przetrwać w dobrym zdrowiu.
Kurier Podwarszawski

 

Żurek na prawdziwkach
Składniki:
6 białych surowych kiełbas
Zakwas na żurek 0,5 litra
0,5 kg mrożonych prawdziwków
2 liście laurowe
4 ziarna ziela angielskiego
6 ziaren pieprzu
Słodka śmietanka

Białą kiełbasę, razem z przyprawami zalać 2,5 litra wody i ugotować, ale nie gotować zbyt długo, właściwie białą kiełbasę powinno się parzyć. Następnie kiełbasę i liście laurowe oraz ziele wyjąć z wywaru i dodać mrożone prawdziwki, gotować około 10 minut. Zupę zmiksować i dodać do niej zakwas na żurek (dodawać według własnego smaku, nie musi być całe 0,5 litra), zagotować, potem dodać pokrojoną w talarki białą kiełbasę i doprawić wedle uznania słodką śmietanką.

Smacznego!