Zbliżamy się do ważnej w kalendarzu polskich wydarzeń
daty. 1 marca ustanowiono Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Dla mnie
osobiście to szczególny dzień. Do Żołnierzy Wyklętych zalicza się też i mój
ojciec. I choć nie będzie pewnie zadowolony, że go tutaj wspominam (bo w ogóle
nie lubi żeby o nim mówić) zrobię to, bo nareszcie mi wolno! Jawnie, swobodnie
i bezkarnie. Zmieniła się moja ojczyzna. Jest moja! Kiedy się w niej w latach
50-tych urodziłam sprawy miały się przecież inaczej. Wyrastałam w atmosferze
domu, w którym stale była jakaś tajemnica. Przyciszone głosy, zamykane okna,
podkręcanie radia, żeby głośniej grało, zakaz rozmawiania na balkonie, przeganianie
mnie na podwórko „idź się pobawić”, kiedy toczyły się jakieś ważne rozmowy. I
niby życie naszej trzyosobowej, małej rodziny szło jak tysiącom innych polskich
rodzin, mozolnie wydeptywaną PRL-owską koleiną, niby było „normalnie”, ale coś
zawsze wisiało w powietrzu.
Tym „czymś” była przeszłość taty. Pojawiały się słowa:
AK, Kampinos, rewizja, aresztowanie, proces, Rakowiecka, Mokotów, Rawicz,
widzenia, cela, ale były dla mnie taką samą tajemnicą jak matematyczne równanie
z trzema niewiadomymi. No i wszystko to przecież było „kiedyś”. A teraz trwało
sielsko-anielskie dzieciństwo, z wyjazdami na wakacje do Rabki, bieganiem po
podwórku z piłką i skakanką i mamą śpiewającą kołysanki o złotowłosej
królewnie. Rodzice rozpostarli nade mną ochronny parasol. Nieprzepuszczalny.
Ojciec dręczony przeze mnie dziecięcymi pytaniami „opowiedz
jak byłeś na wojnie”, „a ilu Niemców zabiłeś?”, „a nie bałeś się spać w lesie?”,
niezmiennie odpowiadał to samo: „nie piłuj!” I zmieniał temat. To wiele lat
później, od mamy, dowiadywałam się o jego aresztowaniu, haniebnym procesie, o
Mokotowie i Rawiczu, o strasznych widzeniach, kiedy kobiety krzyczały, aby
mężowie je mogli usłyszeć i wreszcie nie słyszał nikt niczego. I o samotności i
strachu mamy, pozbawionej męża trzy miesiące po ślubie.
Ojciec milczał. I właściwie dopiero od paru lat, kiedy czasu
już coraz mniej, tata niechętnie, ale jednak, daje się namówić na „te” rozmowy.
Kiedy przyjeżdżają do nas do Londynu wracamy do wspomnień i jak zawsze nie
możemy potem spać. Nareszcie dowiaduję się z kim siedział w jednej celi, a o
kim wiedział z informacji krążących po więzieniu na Mokotowie. Kto był tam z
nim w tym samym czasie, a kto przyszedł później. Kto przeżył a kto nie. Wszyscy
to byli ludzie wielkiego kalibru. Niezłomni i nieugięci patrioci. Wielu z nich
przeszło do historii. Gen. Bryg. August Emil Fieldorf „Nil” (stracony), mjr. Zygmunt
Szendzielarz „Łupaszka” (stracony – skazany na osiemnastokrotną karę śmierci),
rtm. Witold Pilecki (stracony), płk. (pośmiertnie generał) Aleksander
Krzyżanowski „Wilk” (zmarł w więzieniu w 1951 roku), działacz narodowy Adam
Doboszyński (stracony), płk. Antoni Olechnowicz „Pohorecki” (stracony), por.
Henryk Borowski z Wileńskiej AK i WiN (stracony), por. Hieronim Degutowski
„Zapora” (stracony, planował ucieczkę z Mokotowa), Władysław Bartoszewski (działacz
„Żegoty”), ksiądz Zator-Przetocki, który dla wtajemniczonych, w kącie celi
odprawiał Msze Święte pod pretekstem cichej tam rozmowy, Józef Batory (stracony)
z IV Komendy WiN-u, Wojewoda Poleski Kostek Biernacki, już wówczas staruszek,
legionista.
Doborowego towarzystwa dopełniał hrabia Jan Zamoyski,
ostatni ordynat, który w więzieniu siedział po wojnie 7 lat. Warto dodać, że w
celi przeznaczonej dla 20 osób, siedziało… 90 mężczyzn! Słowo „siedziało” w tym
kontekście jest niezamierzonym szyderstwem. Warunki były straszne. W nocy więźniowie,
aby jakoś móc spać, przewracali się na drugi bok „na komendę”.
W powojennej Polsce do 1955 roku wykonano w całym Kraju 4500
kar śmierci. W latach 1944 – 1956 tylko na Mokotowie śmierć poniosło ponad 1000
osób, w więzieniu we Wronkach – 219, w Rawiczu – 211. Kilkaset osób stracono w
Białymstoku, Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Lublinie, Rzeszowie i Wrocławiu.
Lista stale jest otwarta, a miejsca pochówku większości polskich patriotów do
dziś nie udało się odnaleźć. Na Wojskowych Powązkach w Warszawie, znajduje się
pomnik poświęcony pamięci ofiarom ubeckich mordów - sławetna „Łączka”. To
między innymi tutaj zwożono pomordowanych więźniów… w papierowych workach!
Chowano ich w samej bieliźnie lub nago, rzadko w pełnym ubraniu. Przed
zakopaniem polewano zwłoki wapnem lub żrącym płynem. Zrzucano ciała po kilka na
raz, niwelowano teren, nie pozostawiając żadnych śladów umożliwiających kiedyś
ich odnalezienie. Do dziś, w nocnych koszmarach tych, którzy ocaleli, powraca
dźwięk wózka ciągniętego przez więzienny dziedziniec. Przez zawsze tylko
jednego konika. To na takim wózku, obitym blachą, przypominającym te do
transportu pieczywa, wywożono potajemnie więźniów, na których dokonano
najhaniebniejszej zbrodni. Oprócz powązkowskiej „Łączki” badacze wymieniają i inne
miejsca – Las Kabacki, Pola Mokotowskie, Fosy na Okęciu i Dolinkę Służewiecką. To
o niej Tadeusz Porayski, więzień Mokotowa napisał:
Przechodniu! Odkryj głowę!
Wstrzymaj krok na chwilę!
Tu każda grudka ziemi krwią męczeńską broczy,
Tu jest Służewiec, to są polskie Termopile,
Tu leżą ci, co chcieli bój do końca stoczyć.
Tu każda grudka ziemi krwią męczeńską broczy,
Tu jest Służewiec, to są polskie Termopile,
Tu leżą ci, co chcieli bój do końca stoczyć.
Nie odprowadzał nas tutaj
kondukt pogrzebowy,
Nikt nie miał honorowej salwy ani wieńca.
W mokotowskim więzieniu krótki strzał w tył głowy,
A potem mały kucyk wiózł nas do Służewca.
Nikt nie miał honorowej salwy ani wieńca.
W mokotowskim więzieniu krótki strzał w tył głowy,
A potem mały kucyk wiózł nas do Służewca.
Nie szedł tutaj za nami żaden
ksiądz z modłami,
Nie żegnała nas marszem żałobna kapela.
I tylko gwiazdy mówią nam, że Bóg jest z nami
I wiatr nam szumi: Jeszcze Polska nie zginęła!
Nie żegnała nas marszem żałobna kapela.
I tylko gwiazdy mówią nam, że Bóg jest z nami
I wiatr nam szumi: Jeszcze Polska nie zginęła!
Z Jej imieniem na ustach
zwyciężyć lub zginąć
Szliśmy w oddziałach Wilka i murach Starówki,
Pod Narwik, pod Tobruk, pod Monte Cassino,
By w tym piasku kres znaleźć żołnierskiej wędrówki.
Szliśmy w oddziałach Wilka i murach Starówki,
Pod Narwik, pod Tobruk, pod Monte Cassino,
By w tym piasku kres znaleźć żołnierskiej wędrówki.
Nikt na naszym pogrzebie nie
wygłaszał mowy,
Nikt nam nad grobem zasług naszych nie wspominał.
W korytarzu więziennym był sąd kapturowy,
A wyrok odczytali siepacze Stalina.
Nikt nam nad grobem zasług naszych nie wspominał.
W korytarzu więziennym był sąd kapturowy,
A wyrok odczytali siepacze Stalina.
Nikt nam imion nie wyrył na
płytach z marmuru
Pozostały po nas tylko na ścianach napisy
W celach, które patrzyły na nasze tortury
I wspomnienia wyryte w sercach towarzyszy.
Pozostały po nas tylko na ścianach napisy
W celach, które patrzyły na nasze tortury
I wspomnienia wyryte w sercach towarzyszy.
I pozostał po nas w murach
mokotowskiej kaźni
Duch, który krzepić będzie serca naszych braci
I da im siłę – śmierci w twarz spojrzeć odważnie,
Bo za wolność i życiem nie szkoda zapłacić.
Duch, który krzepić będzie serca naszych braci
I da im siłę – śmierci w twarz spojrzeć odważnie,
Bo za wolność i życiem nie szkoda zapłacić.
Niech żyje wolna Polska!
takeśmy wołali,
Gdy nas wyprowadzano ostatni raz z celi.
Obyście tej wolności, bracia, doczekali,
Której już nam nie będzie dane z wami dzielić.
Gdy nas wyprowadzano ostatni raz z celi.
Obyście tej wolności, bracia, doczekali,
Której już nam nie będzie dane z wami dzielić.
Ale gdy tylko prysną niewoli
kajdany,
Kiedy się skończy pasmo stalinowskich zbrodni,
Przyjdźcie tu do nas, towarzysze z Mokotowa,
I krzyknijcie nam: „Bracia, już jesteśmy wolni!”.
Kiedy się skończy pasmo stalinowskich zbrodni,
Przyjdźcie tu do nas, towarzysze z Mokotowa,
I krzyknijcie nam: „Bracia, już jesteśmy wolni!”.
1 marca ustanowiono Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Jest to także dzień hańby ich oprawców. Data upamiętnia wykonanie w 1951 roku kary
śmierci na płk. Łukaszu Cieplińskim i pozostałych członkach IV Zarządu
Organizacji Wolność i Niezawisłość.
Mój ojciec, Piotr Śliwowski (pseudonim „Orkan”, zgrupowanie
Kampinos) żyje. Ma 92 lat. Mieszkał w Łodzi, u zbiegu ulic Sojczyńskiego
„Warszyca” i Organizacji WiN! (dobry był to dla niego adres!) Od dwóch lat
mieszka z nami w Londynie.
Ewa Śliwowska - Kwaśniewska