środa, 13 stycznia 2016

Kalendarz


Noworoczny kalendarz dobra rzecz! Od razu z niego widzimy, że postarzeliśmy się pięknie i równo z każdego boku, i to co było już nie wróci. Stary wyrzucamy do kosza i kupujemy nowy. No, chyba, że jak moja świętej pamięci Ciocia Fera, robimy doskonały interes i w kiosku Ruchu kupujemy dwa kalendarze na raz. Przecenione… z zeszłego roku! Wizja rozpromienionej tą wspaniałą „okazją” Ciotki, powraca w mojej rodzinie co roku i nieodmiennie nas bawi. Feruchna rządziła się sobie tylko zrozumiałą logiką, której wyraz dała w liście do swej zamorskiej koleżanki: „pytasz mnie kochana Jadziuniu, czy mój Zgierz jest przed Łodzią czy za Łodzią? Spieszę Ci donieść, że ani przed ani za. Zgierz jest bowiem… pod Łodzią”.

Ale wracając do kalendarzy. Każdy ma swój ulubiony. Może być ścienny, ze zrywanymi kartkami i mądrą sentencją: „kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”, lub „Luty obuj buty”. Może być biurowy, stojący: „7 stycznia – zebranie, 8 stycznia – narada, 9 stycznia – „u szefa na dywaniku”, 10 stycznia – dentysta!”. Mogą być duże „Sejmowe” z reprodukcjami Grottgera i Matejki (z Rejtanem u drzwi rwącym na piersi koszulę), lub „Gospodarcze”, jak ten z 1843 roku poruszający niezwykle ciekawe tematy np: „poczwórny plon buraków”, „sposób wykrycia cykoryi w kawie mielonej”, „łatwy i tani sposób urządzania farby żółtej do pociągania murów”, „o klepisku przenośnem”.

Kalendarz Stanisławowski z 1850 roku pouczał o „sposobie utrzymania się ciągle przy pieniądzach gotowych”: „weź jaja jaskółcze, zgotuj je na twardo i włóż zgotowane na powrót do gniezda, z którego wzięte zostało” (dalej był opis jak się to „jaje” zamieni w dwie sztuki monet i co robić, aby dwie rozmnożyły się w kolejne).

Z kalendarzy historycznych dowiemy się, że starym zwyczajem w Nowym Roku wymieniano się bilecikami, gdzie oprócz nazwiska widniało skrótowe i tajemnicze „z.p.n.r”, co oznaczało z powinszowaniem nowego roku, lub „p.f.n.a” (pour feliciter la nouvelle année). W domu moich dziadków, stała w przedpokoju specjalna „patera” na tego rodzaju bileciki. Kto mógł i chciał, za wszelką cenę starał się mimo „miłościwie nam panującej komuny”, zachować coś z niegdysiejszego świata i trwać w tej eleganckiej tradycji „składania powinszowań”.

Z tychże historycznych kalendarzy dowiemy się też o nieszczęsnym Stańczyku, który zapytany czemu jest smutny kiedy wszyscy się cieszą nowym rokiem odpowiedział: „dla mnie rok nienowy, bo suknie mam stare”. Zygmunt August, niezadowolony z jakichś „pouczanek stańczykowych” poskąpił mu „kolędy”, czyli podarunku, jakim obdarzali królowie – dworaków, panowie – famulusów, gospodarze – służbę, a rodziciele – swoje pociechy. Podobno król ulitował się jednak nad Stańczykiem i wyposażył go w nowy pas, żupan, kontusz i buty. I takiego wystrojonego widzimy właśnie na Matejkowskich obrazach.

Kalendarz to źródło praktycznej wiedzy. W poradach dowiemy się jak wywabić plamy po kawie, jak upiec ciasto najpyszniejsze na świecie, jak uśmierzyć ból zęba i co zrobić, żeby mąż nie zamienił nas na młodszy model. Wiemy, kiedy wzejdzie słońce i kto ma dziś imieniny. Na kalendarzu widnieją pieski, kotki, góry i doliny, piękne miasta i jeszcze piękniejsze dziewczyny (przeważnie gołe). Panie mogą kupić kalendarz z panami. A ci, w Kraju zwani „mięśniakami”, eksponują bicepsy, naoliwiony i „sfalowany” tors (po angielsku „six pack”), włosy zmierzwione na lwa lub przyklejone żelem. Co kto woli.

Z kalendarza dowiemy się, że wywodzi się z czasów rzymskich i że słowo „kaleo” oznacza tyle co „wzywać”. Rzymianie na początku każdego miesiąca zwoływali mieszkańców, aby ogłosić im, co się będzie działo, kiedy mają świętować, kiedy pracować. Księgę służącą do zapisywania dni, świąt i zmian faz księżyca nazwano calendarium. Najstarszym wydaje się być kalendarz Majów. Istnieje 3 tysiące lat, ale kalendarzy jest przecież co niemiara. Rzymski, chiński, muzułmański, egipski, juliański, (Juliusza Cezara, do dziś używany w rosyjskiej cerkwi prawosławnej). Jest kalendarz kościelny i mało znany – słowiański. Indyjski i republikański (Rewolucji francuskiej). Jest też ulubiony – adwentowy. Z czekoladkami w okienkach. Nazwy dni w kalendarzu, wywodzące się z czasów rzymskich odpowiadają jednej z siedmiu planet: Saturn, Słońce, Księżyc, Mars, Merkury, Jowisz i Wenus. W języku angielskim pozostałościami są „Satur - day, Sun - day i Mon - day”. My rządzimy się swoja własną logiką: Niedziela… bo się nic nie dzieje, poniedziałek – bo po niedzieli, środa – bo w środku, czwartek – bo dzień czwarty… a co w sobotę? Czy ktoś wie?



Z kalendarzy dowiemy się, że Żydzi odpoczywają w sobotę, bo tego dnia i Bóg odpoczywał po stworzeniu świata, większość chrześcijan w niedzielę, bo Jezus wtedy zmartwychwstał, Muzułmanie w piątek, bo Koran nazywa ten dzień „królem dni”. Lenie odpoczywają cały tydzień, a pracusie nie odpoczywają nigdy.

Kiedy Jan Haller w 1516 roku wydrukował pierwszy kalendarz w języku polskim, a Florian Ungler wydał pierwszy kalendarz ścienny (który trwa do dzisiaj), pewnie nie przypuszczali jaką zrobili nam przysługę. Bez kalendarza jesteśmy jak bez ręki! Moi śmieciarze właśnie wrzucili mi swój: w czwartki wywożą duże kontenery, we wtorki tylko papiery, w piątki plastiki i szkło, w poniedziałki trawę i liście, a nie daj Boże wystawić nie to co trzeba i nie kiedy trzeba! Śmieciarski kalendarz w moim domu jest więc święty! Studiujemy go z czcią i w ogromnym napięciu, aby czegoś nie pomylić. Czy u Czytelników jest też tak samo?

Do Siego Roku Wszystkim!
Ewa Śliwowska – Kwaśniewska




Awokado z krewetkami w sosie koktajlowym


4 awokado odpowiednio dojrzałe
150 g krewetek grenlandzkich lub innych koktajlowych, grenlandzkie można kupić w sklepach Ikea, lub M&S, czasem w Lidlu
5 łyżek dobrego majonezu
1 łyżka koncentratu pomidorowego
1 łyżka koniaku lub winiaku
trochę czosnku granulowanego
świeży koperek
mieszanka sałat
 


Krewetki rozmrozić według opisu na opakowaniu. Awokado obrać, przepołowić i wydrążyć pestkę. Przygotować sos poprzez wymieszania składników. Krewetki połączyć z sosem i napełnić nimi awokado. Podawać na sałacie udekorowane gałązkami koperku.



 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz