Nowe przyszło w postaci zaproszenia do wielkiej posiadłości
pewnego Anglika, którego pan W. znał z pracy. Kup sobie jakąś ładną kieckę -
zarządził żonie. Tam będzie bardzo wykwintne towarzystwo, żebym się za Ciebie
nie musiał wstydzić! Nieszczęsna kobieta zainwestowała więc w „odlotową” kreację.
Czarna koronka na różowym spodzie, do tego pelerynka ze strusich piórek, nowa
torebka, nowe buty, gorset wyszczuplający brzuch i pupę, pomadka Chanel w
szkarłatnej czerwieni - najmodniejsza! Wbiwszy się w to wszystko wyglądała
zachwycająco. O jedzeniu nie będzie mowy, westchnęła z żalem. Ledwo mogę
oddychać.
Pan W. wyjął naftalinowe kulki z kieszeni smokinga, odprasował
koszulę, zawiązał czarną muchę i spryskał się „Davidoffem”. Był gotowy! Kupili
parę balonów, napompowanych helium, owinęli w bibułę szampana, zamówili
taksówkę i pojechali. W drodze zastanawiali się czy oboje na pewno dobrze się
prezentują. Bądź, co bądź, Sylwester w angielskiej posiadłości to nie byle co,
a oni, Polacy, nie zamierzają wyglądać jak ubodzy krewni na wycieczce do Częstochowy.
W drodze pan W. przypomniał żonie, że żadne tam „heloł” czy „haj”, a wyłącznie
„hałdujudu” i „pliztumitju”. I żeby się nie wygłupiała z wyciąganiem ręki! A
jak już pocałunki z paniami, to tylko w powietrzu. No wiesz, takie „mła, mła”,
jak na filmie. Pani W. nie przejmowała się lingwistycznymi niuansami, miała
bowiem inne zmartwienie. Zastanawiała się mianowicie, gdzie to, co wcisnęła w
gorset wychodzi? Bo przecież gdzieś musi! Okazało się, że wychodzi… pod
pachami! Jak to dobrze, że kupiła sobie to futrzane bolerko!
Kiedy dojechali, z posiadłości dochodziły dudniące dźwięki
ukochanej przez Anglików muzyki rozrywkowej. Czuli, że za chwilę będzie już
tylko „Money, Money, Money”, „Dancing Queen” i „Ghostbusters”. O Golcach,
Krawczyku czy Zakopower nikt tu przecież nie słyszał! Otworzył im pan domu w
kraciastej koszuli i dżinsach. Na głowie miał tekturowy srebrny rożek wielkości
wafelka na lody, przytrzymywany pod brodą elastyczną gumką. Na powitanie wyjął
papierową piszczałkę i radośnie na niej zagwizdał. Bibułka rozwijała się i
zwijała tuż przed nosem pana W. „Heloł Velowdek! You are smart! Going somewhere
nice?” Państwo W. nieco zbaranieli. Przecież właśnie przyszli! Przez resztę
wieczoru, częstowano ich orzeszkami i kawałkami pokrojonej marchewki, którą
zanurzali w jogurtowym sosie. Zatańczyli „YMCA” próbując wykonać wszystkie
kolejne figury, ale im kiepsko szło. Myliło im się, kiedy zrobić daszek nad
głową, kiedy z rąk utworzyć literę „C”, a kiedy podskoczyć z obrotem o 180
stopni i zacząć wszystko od początku. Pani W. martwiła się też, że coraz
bardziej wyciska jej się to, co wcisnęła w gorset i chyba najlepiej będzie jak
już sobie pójdą. Włodek obliczał ile ich ten Sylwester w posiadłości kosztował
i co by można za tyle kasy kupić! A w ogóle… to „ki diabeł” ich podkusił z tą
integracją!?
Z toalety dyskretnie wysłali SMS-a do przyjaciół: „czy zdążymy
jeszcze na resztkę bigosu i żubróweczkę?” Zdążyli! U Heniów bracia Golce
śpiewali akurat „tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”. Boże!
Co za ulga! „Golce” ukochane! Górale nasi najdrożsi! I ściernisko… takie własne!
Synowie marnotrawni wrócili do swoich! I bawili się do białego rana!
Ewa Śliwowska - Kwaśniewska
Skoro o Sylwestrze mowa, to nie mogę się oprzeć pokusie
porównania naszych polskich koncertów sylwestrowych transmitowanych w
telewizji, z tym co jest pokazywane tutaj w Anglii. We Wrocławiu impreza jakiej
może nam pozazdrościć cała Europa. Koncert 6-cio godzinny z gwiazdami naszymi i
międzynarodowymi. To samo w Krakowie. A tu? Nic, no może poza spektakularnymi
fajerwerkami w Londynie przed Big Benem. W Brukseli wszystkie publiczne imprezy
odwołane ze względów bezpieczeństwa. A Polska się bawi! I to jak się bawi! W
najwytworniejszym stylu, pięknie i z humorem.
Szczęśliwego Nowego Roku,
Gosia
A na sylwestrową noc i nie tylko Asia proponuje…
Sałatkę z
bobu, kurek i boczku
500 gram młodego mrożonego bobu (w Polsce do
kupienia w dwóch delikatesach Marks and Spencer w Warszawie L) albo
zwykłego mrożonego bobu polskiego, lub w sezonie świeżego
300 gram mrożonych kurek
oliwa
koperek
musztarda ziarnista
pieprz
Bób ugotować w małej ilości wody. Jeśli macie duży mrożony
bób należy go po ugotowaniu obrać z łupinek, tak samo dobrze jest zrobić ze
świeżym gotowanym bobem, gdyż w ojczyźnie rzadko można kupić młody baby bób,
który ma miękką skórkę. jak ten z M&S.
Mrożone kurki, które są blanszowane należy powoli
udusić na patelni we własnych sokach, które wydzielą się w czasie podgrzewania,
co powinno potrwać około 12 minut.
Na patelni usmażyć pokrojony w kostkę boczek
wędzony, dodać do niego oliwę, łyżkę musztardy ziarnistej i wymieszać na ciepło
z bobem, kurkami, posiekanym koperkiem i pieprzem.
Sałatkę udekorować gałązkami koperku. Można ją jeść
na ciepło albo na zimno. Bardzo pasuje do niej sycylijskie wino ze szczepu
grillo, które mi najbardziej smakuje to z M&S. Skoro o koperku mowa - to
wino pasuje również świetnie do wędzonego na gorąco łososia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz