Kochany Hemar! Jak on się znał na kobietach! Jak je
potrafił obserwować. I obsmarować. W najczulszy zresztą sposób. Bez złośliwości,
a skutecznie. Trochę jak ta żmijka, co to dziurki w skorupce nie zrobi, a
żółtko wypije. Albo trucizenkę zgrabnie wpuści tam gdzie trzeba i ofiarę
powali. Ofiary Hemara umierały ze śmiechu, co powszechnie wiadomo. Jego
piosenki nie mają sobie równych, a moją ulubioną jest „Taka mala” - kwintesencja
wiedzy o dwoistej naturze babskiego rodu.
Je me sens dans tes bras si petite,
Si petite aupres do toi" -
Czy pan widzi tę drżącą kobitę?
Jej bezbronność, co w tych słowach łka?
Całe serce masz przed sobą odkryte,
Wszystek lęk w sercu jej ścichł
"Je me sens dans tes bras si petite
Jestem mala w ramionach twych".
Użera się z kuchtą, na schodach od rana
Słychać jej wrzask -
Potem się wymalowała jak ściana
i drzwiami trzask -
Do cukierni, do Lidki i Ziutki na plotki,
i ciacha żrą,
Zatańcz z nią wieczorem - jej uśmiech tak słodki -
Wargi jej drżą:
Jakaś jestem w twych ramionach taka mala
Mógłbyś wziąć mnie na ręce i nieść
Taka jestem zmęcona i nieśmiala.
Tylko pieść mnie, a pieść mnie, a pieść
Nie ściskala... mężusia patrzala...
Pan jest mocny, za mocny... a ja?
W twych ramionach czuję się taka mala
Si petite aupres de toi
Gdy widzi, że Lidka ma nowe źrebaki,
Zalewa ją krew -
Przy brydżu szachruje, na wprost daje znaki,
Żeby wyjść w trefl!
Mężowi wymyśla: psiakrew! do cholery!
Futro mi kup!
O piątej przychodzi do twej garsoniery
I łka u twych stóp
Jakaś jestem przy tobie taka mala...
Taka mala... to jej trik. To jej lep.
Proszę pana, niech się pan nie rozpala
Niech pan weźmie coś ciężkiego i w łeb!
Ona duża, proszę pana, ona krowa.
Czy pan słyszy, co w głosie mym łka?
Jeśli panu się jakaś mala podoba
Taka mala... proszę pana - to może ja
Si petite aupres do toi" -
Czy pan widzi tę drżącą kobitę?
Jej bezbronność, co w tych słowach łka?
Całe serce masz przed sobą odkryte,
Wszystek lęk w sercu jej ścichł
"Je me sens dans tes bras si petite
Jestem mala w ramionach twych".
Użera się z kuchtą, na schodach od rana
Słychać jej wrzask -
Potem się wymalowała jak ściana
i drzwiami trzask -
Do cukierni, do Lidki i Ziutki na plotki,
i ciacha żrą,
Zatańcz z nią wieczorem - jej uśmiech tak słodki -
Wargi jej drżą:
Jakaś jestem w twych ramionach taka mala
Mógłbyś wziąć mnie na ręce i nieść
Taka jestem zmęcona i nieśmiala.
Tylko pieść mnie, a pieść mnie, a pieść
Nie ściskala... mężusia patrzala...
Pan jest mocny, za mocny... a ja?
W twych ramionach czuję się taka mala
Si petite aupres de toi
Gdy widzi, że Lidka ma nowe źrebaki,
Zalewa ją krew -
Przy brydżu szachruje, na wprost daje znaki,
Żeby wyjść w trefl!
Mężowi wymyśla: psiakrew! do cholery!
Futro mi kup!
O piątej przychodzi do twej garsoniery
I łka u twych stóp
Jakaś jestem przy tobie taka mala...
Taka mala... to jej trik. To jej lep.
Proszę pana, niech się pan nie rozpala
Niech pan weźmie coś ciężkiego i w łeb!
Ona duża, proszę pana, ona krowa.
Czy pan słyszy, co w głosie mym łka?
Jeśli panu się jakaś mala podoba
Taka mala... proszę pana - to może ja
No, to drogie panie… która z nas jest „ta mala”, a która,
za przeproszeniem… krowa? Może to pani Halinka z Balham, albo Wiesia z Ealingu?
Bo Ela z Brighton to chyba raczej nie? Chociaż Ania z Edynburga to zgrabne
połączenie i jednej i drugiej. Co tylko potwierdza geniusz rozpoznawczy Hemara.
Nawet pośmiertny. Bo w damskiej naturze niewiele się od jego czasów zmieniło.
Gdyby Hemar pisał swoje genialne teksty teraz, ciekawa jestem czy powstałaby
piosenka o takiej na przykład „Dzidzi – piernik”? Czy chodząc po ulicach
rozpoznałby ją bezbłędnie?
„Dzidzię – piernik” podziwiamy najpierw z tyłu. Ubrana
jest w krótką sukienkę w różyczki albo spodenki „rurki” pokazujące zgrabne kostki.
Opinają ją ciasno, podkreślając szczupłą sylwetkę. Bo „Dzidzia” z uporem wartym
lepszej sprawy, obsesyjnie pilnuje swojej wagi. Żywi się sałatą i plasterkiem
ogórka. Czasem zje orzeszka. Codziennie chodzi do „gymu” (czyli po naszemu na
gimnastykę). Najpierw poci się na rowerku, potem zalicza kilometry na „pasie
spacerowym” i podnosi ciężarki, żeby ujędrnić ramiona. Tortury kończy na „siodełku
do wiosłowania”, co ma spłaszczyć jej brzuch i wyszczuplić uda. Jak jeszcze ma
siłę, to przepłynie czterdzieści długości basenu żabką. Od czasu do czasu na
płyciźnie podeprze się nogą dla wytchnienia.
„Dzidzia” od tyłu wygląda jak dzidzia. Od przodu… jak
piernik. Stąd nazwa. Ma długie włosy związane aksamitką w ogonek. Nie farbuje
ich, bo chce być „ au naturelle”. Kiedyś były błyszczące. Teraz są siwo żółte,
ale i tak jest w nich przecież śliczna. Wygląda jak na swoim zdjęciu
maturalnym. Naprawdę! Często zakłada
białą bluzeczkę z kołnierzykiem. W rączce niesie koszyczek. Właściwie się nie
maluje. Jeżeli już to tylko usta. Blado – różową pomadką. Albo czerwoną,
zbliżoną do koloru skrzynek pocztowych Royal Mail.
„Dzidzia – piernik” jest właściwie wieku nieokreślonego.
Może mieć około pięćdziesiątki, ale czasem podciąga pod osiemdziesiątkę. A
nawet ją przekracza. Dokładnie nie wiadomo, bo do wieku nie przyzna się za nic
na świecie. Koleżanka mojej mamy, bardzo szanowana łódzka lekarka (klasyczny
prototyp „Dzidzi”) nie mogła odżałować, że po wojnie urwała sobie w metryce parę
dobrych lat. Skutkowało to tym, że kiedy wszyscy już dawno poszli na zasłużoną
emeryturę, ona musiała się zwlekać rano do swoich pacjentów. Na długie i
mozolne już dla niej godziny.
„Dzidzia” jest kobietką uroczą. Naprawdę bardzo ją lubię.
Opowiada o bombardowaniu Londynu (była wtedy oczywiście bardzo malutka), albo o
„tea dances” w Peckham Palais. W towarzystwie zawsze gra pierwsze skrzypce i
bardzo nie lubi, kiedy ktoś inny zwraca na siebie uwagę. Za nic nie da sobie
odebrać palmy pierwszeństwa! Jak już nikt na nią nie patrzy, klaszcze w rączki,
przywołując niesforne towarzystwo do porządku. I do siebie.
„Dzidzia” jest wieczna… i przedwieczna. Stale aktywna. Właśnie
zapisała się na kurs malowania akwarelą i jedzie w plener. Jak wróci to mi
opowie jak było. Martwi się tylko, że jedzie tam ze swoim „Klubem Seniora”, a
to przecież okropni nudziarze. „i strasznie staaaare grzyby”!
Przemożna chęć zatrzymania czasu i pogoń za wieczną
młodością jest dziś powszechna. Widać to po ilości operacji plastycznych, którym
poddają się już nie tylko nasze „dzidzie”, ale także mężczyźni. Najnowszy
raport Brytyjskiego Stowarzyszenia Chirurgów Plastycznych podaje, że popularność
operacji poprawiających urodę wśród mężczyzn stale rośnie. To 10 procent
wszystkich zabiegów, jakie się wykonuje. Dużo. Widać naszą „Dzidzię” i jej poprzedniczkę,
hemarowską „taką malą” dogania powoli… „Piotruś - Pan”. Śliczny i wiecznie
młody… stary chłopczyk. Mamy nowe czasy. Niedługo wszyscy będziemy piękni i
młodzi. Założymy wąskie rurki, wyleniałe włoski zawiążemy w kitkę i radośnie
pojedziemy na festiwal do Glastonbury. Alternatywą jest… owinąć się w kocyk,
położyć na kanapie i spokojnie poczytać gazetę. Muszę powiedzieć, że to jakoś
bardziej do mnie przemawia. Moja wiecznie młoda koleżanka zadzwoniła właśnie z
propozycją przepłynięcia czterdziestu długości basenu. Ewentualnie „na sucho”
przelecenia paru kilometrów po parku. Nie dałam się namówić. Po skończeniu
felietonu udaję się na kanapę. Raj!!!
Ewa Śliwowska – Kwaśniewska
Sałatka z quinoa
Kolejny składnik z zaliczanych do super food - quinoa,
czyli komosa ryżowa. Komosa ryżowa została nominowana rośliną zbożową XXI
wieku, należy do pseudozbóż, zawiera w składzie głównie węglowodany, ale
również 18 % pełnowartościowego białka, które nie zawiera glutenu, ponadto
zwiera sporo minerałów i mikroelementów i sporo tłuszczu bogatego w nienasycone
kwasy tłuszczowe. Można ją nabyć w trzech kolorach: białą, czarną i czerwoną.
Stanowi bardzo dobry składnik sałatek i dodatek do dań głównych. Może być
samodzielnym posiłkiem w diecie wegańskiej po dodaniu np. grillowanych warzyw i
taką wersję proponuję. U nas stanowi dodatek do grillowanego tuńczyka, że
względu na zawartość saponin - związków, które nadają jej gorzki smak przy tym
się pienią, należy ją przed gotowaniem dokładnie przepłukać na sicie zimną
wodą.
200 g quinoa najlepiej w różnych kolorach
2 papryki ramiro
2 małe cukinie
200 g pomidorów koktajlowych
5 pomidorów suszonych
2 ząbki czosnku
bazylia
natka pietruszki
sól
pieprz
ocet balsamiczny
Przepłukaną kaszę quinoa zalewamy wrzątkiem, solimy,
wlewamy 3 cm wody nad powierzchnię kaszy. Gotujemy do wchłonięcia wody i
pozostawiamy w ciepłym miejscu. Ja wolę, aby quinoa była raczej twarda niż za
miękka. Warzywa (paprykę i cukinię grillujemy w piekarniku, z papryki
zdejmujemy skórę). Drobno kroimy cukinię, paprykę, czosnek po obróbce w
piekarniku rozgniatamy i siekamy, doprawiamy warzywa oliwą z oliwek, solą i
pieprzem i octem balsamicznym. Pomidory koktajlowe kroimy na cztery, zioła
siekamy. Pomidory suszone wyjmujemy z zalewy i drobno siekamy. Następnie
wszystkie składniki mieszamy i odstawiamy na godzinę albo jemy natychmiast. Gdy
bardzo się spieszę dodaję do ugotowanej kaszy quinoa grillowane warzywa ze
sklepu tzw. włoskie antipasti ze słoika i też jest całkiem dobre.
Asia
P.S. Po tak zdrowym jedzeniu czuję się „taka mala". Drogie
Panie, zanim godnie z wiekiem zmatroniejemy, jak na przykład piękna Beata
Tyszkiewicz, czy też Judie Dench, to jeszcze trochę poszalejmy, a co!
Gosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz